Testy na koronawirusa przeprowadzane w miejscu pracy wciąż budzą wątpliwości

Dziś odbędzie się wysłuchanie publiczne odnośnie do poselskiego projektu ustawy, która pozwoli pracodawcom na weryfikowanie statusu zdrowotnego pracowników. Może mieć ono duże oddziaływanie na kształt nowych uregulowań, bowiem te są, jak do tej pory, bardzo nieprecyzyjne. Nie określają w sposób jednoznaczny m.in., jak wiele testów będzie refundowanych ze środków publicznych tudzież w jakim miejscu i przez kogo miałyby być one wykonywane. Zastrzeżenia budzi również np. to, czy dopuszczalne będzie segregowanie pracowników (tzn. dzielenie ich choćby na zespoły, zmiany, zależnie od przetestowania, zaszczepienia bądź ozdrowienia). Jednocześnie czasu na uchwalanie potrzebnych zmian – jeżeli mają ułatwić walkę z pandemią – jest coraz mniej.

Co z tymi badaniami?

Stosownie do projektowanych przepisów firma będzie uprawniona do żądania od pracownika (czy zatrudnionego na umowie cywilnoprawnej) okazania ujemnego wyniku testu, wykonanego nie wcześniej aniżeli 48 godzin przed udostępnieniem pracodawcy. Z obowiązku tego będą zwolnione osoby zaszczepione i ozdrowieńcy. W razie odmowy przetestowania się lub okazania certyfikatów zaszczepienia bądź przechorowania firma będzie mogła m.in. polecić podwładnemu pracę w innym miejscu, ale w ramach tej samej miejscowości i za wynagrodzeniem nie niższym niż dotychczasowe.

W teorii rozwiązania te wydają się dosyć proste, aczkolwiek w praktyce wywołują wiele wątpliwości. Jak podkreśla dr Dominika Dörre-Kolasa, radca prawny i partner w kancelarii Raczkowski, projekt zakłada, iż testy „mogą być finansowane ze śr